Ciasne tajskie....uliczki vol.1
Po wylądowaniu na lotnisku w Bangkoku musieliśmy wyrobić wizy. W tym celu udaliśmy się z jednego terminalu na drugi (jakies 2 kilosy, szczęśliwie pod dachem i w klimatyzacji). Między terminalami w toalecie Tomasz spotkał pierwszego azjatyckiego karalucha (w czystej kafelkowanej).
Załatwianie formalności nie trwało długo, ale po bagaż z samolotu znowu musieliśmy wrócić na pierwszy terminal :/ Torby były już zdjęte z taśmociągu i stał przy nich uśmiechnięty Taj:)
Postanowiliśmy wziąć busika i pojechać do dzielnicy hosteli. Ruch na ulicach, nie dość że lewostronny to jeszcze haotyczny (każdy się każdemu wciska).

Prawie od razu znaleźliśmy odpowiadający nam hostel, jednak ja i Tomasz poszliśmy poszukać we dwójke jakiegoś innego miejsca. Niby szukaliśmy, ale jedyne co przykuło naszą uwagę to lokale z masażem gdzie zapraszały nas miłe Panie:D Wiedziliśmy, że jeszcze kiedyś tam przyjdziemy:)
3 Comments:
:--) a jak nowy dom?
7:53 PM
Hahahaha...no tak, co tam hotel, skoro masażystki zapraszają, tak? :P
6:28 AM
hmmm co sie stalo z tymi notkami co juz byly?
9:27 PM
Prześlij komentarz
<< Home