W roku 2006 grupa studentów z Warszawy udała się do pięknego i wspaniałego kraju (tak wynikalo z zasłyszanych opowieści) ...rzeczywistość okazała się jednak trochę inna...

piątek, października 13, 2006

Ciasne tajskie....uliczki vol.3 Dzień zwiedzania, noc zabawy

Godzina 7...w Polsce o tej porze nie wstaje, a tu postanowiliśmy, że trzeba wykorzystać cały dzień. Wstaliśmy o 7...czasu lokalnego-więc 2 w nocy w PL

Śniadanie postanowiliśmy zjeść w typowym Tajlandzkim lokalu- Burger Kingu :D Aby do niego dojść musieliśmy pzrekroczyć typową ulicę w Bangkoku


Później udaliśmy się do Buddy...takiego siedzącego...a następnie też do innych (siedzących i leżących)

Leżacy jest naprawdę gigantyczny, widać to po tym jak mała jest głowa Fraka przy tym Buddzie :D (lewy dolny róg)



Potem poszliśmy do posiadłości króla (gdzie król nie mieszka:)







Aby tam wejść musieliśmy mieć długie spodnie, a Panie spódnice do kostek. Tomasz uznał, że w długich spodniach i 35 stopniowym upale się rozpuści:D

Misiek był twardy i założył (wypożyczone) spodnie.

Posiadłość jest naprawdę wielka i wszystko ocieka złotem (może troche to kiczowate, ale robi wrażenie)

Do domu wróciliśmy o 2 po południu, z zamiarem odpoczynku przed dalszym zwiedzaniem ;)
Dziewczyny po kilku godzinach wybrały się na manicure & pedicure, a my z Tomaszem w napięciu oczekiwaliśmy następnego punktu programu zwiedzania- masaż cz. 2. Zrelaksowani postanowiliśmy zabrać się Tuk Tukiem (trzy kołowa taksówka na bazie motoru-zdjęcie)


Długo targowaliśmy się o cenę. Gdy powiedzieliśmy gdzie chcemy jechać koleś sie tylko pytał z uśmiechem "Ping-pong or market", za bardzo nie wiedzieliśmy o co mu chodzi...W czasie podróży podjudzany przez nas kierowca spod jednych świateł ruszył na dwóch tylnych kołach a prędkość 80km/h w tym pojeździe naprawdę robi wrażenie:)

Po dotarciu na miejsce zostaliśmy zaatakowani przez ulotkarzy (prawie jak przy metrze Centrum, a jednak troche inaczej). Wciskali nam kartki z cennikiem i mówili: "Ping-pong show, pussy banana" itp. Dziewcczyny postanowły zakupić coś na lokalnym targu, a my z Tomaszem kontem oka spoglądaliśmy na przeróżne lokale z tańczącymi w bikini na barze dziewczynami :D

Po jakimś czasie weszliśmy do jednego z klubów i usiedliśmy (a jakże, przy barze). Zgodnie z poradami z naszego przewodnika dziewczyny usiadły z boku chłopaków, żeby nie dopłacać pózniej za towarzystwo miłych Pań;) Chociaż jednej z Dam (dosłownie i w przenośni) jakimś cudem udało się upuścić zapalniczke przy Miśku. Podnosząc ją dość dziwnie się"opierała".

Do hostelu wróciliśmy Tuk Tukami, a po spakowaniu wybraliśmy się na lotnisko na samolot do Hanoi.

5 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

ach, czytajac wasze opowiesci czuje ryz smazony i sajgonki... :) Gosia

12:37 AM

 
Anonymous Anonimowy said...

a ja sie rozmarzyłam...

3:48 AM

 
Anonymous Anonimowy said...

Hehe, coś mi się zdaje że panowie bardzo często chcieli odwiedzać salony masażu :P Czekam na więcej! =)

4:49 AM

 
Anonymous Anonimowy said...

"Ping-pong show, pussy banana" - brzmi niezwykle zachęcająco :P

A tak serio - te posągi Buddy i budowle robią wrażenia nawet na fotkach, więc domyślam się, że na żywo musi to być coś! :)

Bawcie się dobrze i piszcie dalej ;)

6:33 AM

 
Anonymous Anonimowy said...

Ehh aż wam zazdroszcze... Tyle atrakcji w ciągu jednego dnia nie spotkało mnie już od dawna... no chyba że atrakcją można nazwać przebijanie sie przez Warszawskie korki, albo słuchanie o tym że arbuz jest jagodą a truskawka orzechem ;)a swoją drogą "Ping-pong show, pussy banana" ciekawe czym jest banan ;) hehehe pozdrawiam serdecznie i piszcie dalej :-* MARTA

4:30 PM

 

Prześlij komentarz

<< Home