Jak tu jest cd...

W Hanoi jest bardzo ciekawie, zdążyliśmy nawet zwiedzić pare miejsc, jak np. muzeum "Wujka Ho Chi Minh'a", które zrobiło na nas naprawdę ogromne wrażenie:) Zwiedzaliśmy je razem z grupą z Rosji w ramach zajęć. Najlepsze było to, że grupa rosyjska weszła bez płacenia a nas nie chcieli wpuścić bez zapłaty. Kiedy zapytaliśmy dlaczego są równi i równiejsi, w odpowiedzi usłyszeliśmy, że Rosjanie zbudowali to muzeum i nie muszą płacić za wstęp. Po małej kłótni stanęło na tym, że nasza nauczycielka za nas zapłaciła (ponieważ była to wycieczka organizowana przez uniwersytet) i zaczęliśmy zwiedzanie. Szczerze mówiąc nigdy w życiu nie widziałam bardziej kiczowatego i mniej wyposażonego muzeum. Budynek był gigantyczny a całe zbiory to około 40 zdięć, dwa stroje "wujka" i kawałek jego pokoju. Caa reszta to jakieś makiety przedstawiające martwa nature i np. kamień, którego pod żadnym pozorem nie można było dotykać. Wszystkie eksponaty podpisane były w języku wietnamskim i chińskim, co bardzo ułatwiało zwiedzanie:)Ogólnie było bardzo zabawnie i warto było to przeżyć:)
Niestety nie udało nam się obejrzeć "trupa", czyli wnetrza mauzoleum "Ho Chi Minh'a", gdzie podobno można sobie obejrzeć jego zwłoki, tak jak Lenina w Moskwie. Bardzo byliśmy smutni z tego powodu, ale za dwa miesiace ma się skończyć remont w mauzoleum i może wtedy nam się pojedziemy sobie go oblukać. Nie udokumentujemy tej wizyt fotografiami, ponieważ nie można do mauzoleum wnosić aparatów ale postaram sie wszytko dokładnie opisać.

Bardzo ciekawym miejscem jest nasze jezioro. Mieści się ono na starym mieście, które niczym nie przypomina naszej starówki, a wręcz przeciwnie, ale otym za chwilę. Wracając do jeziora, bardzo lubimy sie w okól niego przechadzać i podziwiać panoramę. Na jego środku znajduje się swiątynia miecza (taka mała, szara, ala kapliczka), niedaleko niej, ale troche z boku, na wysepce jest bardzo ładna pagoda buddyska, w której za drobną opłatą można sobie posiedzieć. Można się tam czegoś napić (np. herbaty, cz kawy) i miło spędzić czas. Wieczorami wokół jeziora zbieraja sie młodzi Wietnamczycy, jest to (zdaje się) typowe miejsce na randki. Podjeżdżaja swoimi skuterkami do ławeczek stojących tuż przy brzegu siadają i zajmują się sobą:) (bardzo ważne jest w Wietnamie aby mieć skuter blisko siebie, albo zostawiać go na parkingach strzeżonych, bo jest tu bardzo dużo kradzieży). W park nad jeziorem można spotkać ludzi uprawiajacych rodzaj dżogingu, co jest tu bardzo popularne. I nie wyglada to tak, że ze słuchawkami na uszach Wietnamczycy biegaja wokół jeziora, oni poprostu idą szybkim krokiem, przytając czasem przy ławeczkach aby się pogimnastykować. Wygląda to trochę podobnie do jogi. Oprócz tego kobiety zbierają się w grupy, żeby razem, przy muzyce poćwiczyć - istny fitnes na żywo. Wieczorami nad tym jeziore bardzo dużo się dzieje, można tam wtedy spotkać dużo turystów, którzy podobnie jak my obserwują tutejsze zwyczaje.
A propo turystów, właśnie się dowiedzieliśmy, że w Wietnamie teraz zaczyna się sezon turystyczny, co by tłumaczyło tak dużą ilość białasów:) na ulicach Hanoi.

A co do starego miasta, to wyglada to dość niezwykle, tak jakby sie poszło na jakis bazar na wieś. Uliczki są wąskie, chodniki sa, ale tak jakby ich nie było, trzeba chodzić ulicą. Biali są tu towarem pożądanym, idąc więc ulicą nie sposób nie być zaczepionym przez jakiegoś Wietnamczyka pytaniem: "Może chcesz pojechać motobikem?", albo "take a photo" (czyli ubierają cię w Wietnamski kapelsz, dają ci na plecy taką jakby "wagę" do noszenia owoców i za drobną opłatą możesz sobie zobić z takim wyposarzeniem zdiecie). Kiedy przechodzi się obok jakiejs (pseudo) restauracji, machają i wołają ile sił w płucach, aby tylko zdobyć klijenta. Wieczorami rozstawiane są na ulicach specjlne stoiska z paniątkami, ubraniami, zabawkami, zegarkami, butami, i wieloma innymi rzeczami, specjalnie dla turystów. Ceny tam też są specjalne, przebicie może być nawet 300-400%.
Jest pare rzeczy, których w Wietnamie trzeba się nauczyć, a których my Polacy nie posiadamy... cierpliwości - bez tego nic nie załatwikmy, tu trzeba na wszytko cierpliwie czekać. Wietnamczycy nie należą do narodów, którym się gdzieś śpieszy (czasem trzeba czekać i miesiąc zanim uda się coś załatwić). Ważna też jest uprzejmość, żeby tu coś osiągnąć nie można podnosić głosu, trzeba się uśmiechać i dyplomatycznie załatwiać wszytkie spory, inaczej nic się nie wskura.
Prawie zapomniałabym o największej atrakcji, jaką są tutejsze supermarkety:) Może wydawać się to śmieszne, ale kiedy udało nam się tu takowy znaleść, cieszyliśmy się jak małe dzieci. A nie było to takie proste. Wietnamczycy maja trochę inne pojęcie supermarketu. Dla nas to wielki samoobsługowy sklep, z atrakcyjnymi cenami i dużym wyborem towarów. W Wietnamie ceny nie są takie atrakcyjne, i bardziej przypomina to Galerie Mokotów, niż supermarket. Więc kiedy nam się już udało znaleść ten supermarket, byliśmy wielce szczęśliwi. Nareszcie mogliśmy sobie kupić takie rzeczy jak ser, jogurty, czy zwyczajną wędline, nie było to tanie, ale przynajmniej troche przypominało ludzkie jedzenie:) Nabiał jest tu drogi z tego względu, że krowy to tu nie uświadczysz i większość rzecz jest sprowadzana. Nie ma tu też czekolady, to zanaczy takiej jadalnej, są tylko jak u nas za PRL'u wyroby czekolado podobne, możecie sobie więc wyobrazić jak to smakuje...
Na razie na tym skończę... dalsze relacje później...
4 Comments:
Nie na prawdziwej czekolady? CZEKOLADY?!? O boshe, to straszne! Długo bym nie wyrobiła :) Czkam na więcej. Pozdrowionka. Agnes
2:04 AM
OH... my God... piszecie że się gimnastykują na powietrzu? Ciekawe... prawie tak jak u nas w Skaryszewskim :))) (a propo Misiu "fitnes" się przez dwa "s" na końcu pisze ;P )
Szkoda, że nie zobaczyliście tego truposza... czekam z niecierpliwością na ewentualną relację po tym, jak już się to wam uda. Filmiki mi się podobają... na rowerku bym tam mogła jeździć... ale bez nabiału i krów to szczerze powiedziawszy bym sobie nie dała rady ;D Pozdrawiam was wszystkich i całuję!
1:00 AM
Lu kochana, to nie ja pisałem tą notke:) Ale napewno zapamiętamy wszyscy Twoje uwagi:P
2:12 AM
Fajnie, że mają taką rozwiniętą kulturę zdrowotno-sportową. Wy też się już skusiliście i umieściliście w codziennym planie zajęć jogging? ;> :D
Bez czekolady to ja jak najbardziej bym się obył, ale bez nabiału ani rusz ;] Z cierpliwością, uśmiechami, itd. też marnie, hehe ;) Generalnie widzę, że ciężkie jest życie w Wietnamie...zdecydowanie nie dla takiego białasa, jak ja :D
Ale opisujecie bardzo fajnie, z przyjemnością się czyta :) I filmiki też spoko. Czekam na dalsze wpisy z niecierpliwością :))
Pozdrawiam!
11:24 PM
Prześlij komentarz
<< Home