W roku 2006 grupa studentów z Warszawy udała się do pięknego i wspaniałego kraju (tak wynikalo z zasłyszanych opowieści) ...rzeczywistość okazała się jednak trochę inna...

czwartek, listopada 23, 2006

Wyjścia nasze i nie wyjścia

Żeby nie było, że się tu tylko uczymy ;) To może napiszemy coś o miejscach gdzie można się bawić.

Hanoi jeszcze niedawno było miastem gdzie wszystko 'umierało' po 10 wieczorem. Obecnie się to zmienia i jest kilka miejsc gdzie można się pobawić do białego rana. Bezpieczne dla białasów są w zasadzie 3 miejsca. Jest jeszcze kilka mniejszych, lub bardziej niebezpiecznych lokali. Wszystkie te miejsca kontrolowane są przez tutejszą mafie która opłaca lokalne władze, policję, żeby przymykać oko na głośne zabawy w środku nocy.

Naszym ulubionym miejscem jest "Dragonfly". Drinki w czasie happy hours kosztują 30tys dongów (6 zł). Inaczej niż u nas promocja ta trwa aż do 22 :) Piwo wietnamskie (zupełnie niezłe) kosztuje 3 zł.

Na dole stoją kanapy, obok bar, oraz jest sala z bilardem (gdzie można sobie potańczyć przy przygrywaniu bardzo kiepskiego DJ'a). Piętro wyżej również są dwie sale, obie z wygodnymi kanapami. Właśnie tam, stoi duży regał z książkami (głównie dotyczących Wietnamu), które każdy może sobie poczytać. Jeśli przy piwie nie chcemy za bardzo rozwijać się poprzez czytanie, możemy wybrać jedną z kilku gier (nazw wam nie podam, ale są to fajne gry;)
W dragonfly'u człowiek czuje się jak w Europie, większość klientów to białasy z różnych krajów. Spowodowane jest to tym, że ceny dla przeciętnego Wietnamczyka są za wysokie. Jednak
koło 2 w nocy zwiększa się ich liczba - mafia też musi mieć coś z życia - do lokalu przychodzą panie lekkich obyczajów (tzw ... )

Można się też oczywiście bawić w domu. Zdarzało się nam to...

Na jednej z takich bib najbardziej cieszyliśmy się, że możemy napić się polskie wódki i popijać sokiem "Fortuna". Na obczyźnie człowiek docenia rodzime produkty. Ponieważ po wypiciu wódki nadal mieliśmy ochotę na zabawe z Tomaszem pojechaliśmy na skuterkach po drugą (ach ten Wietnam). Kupiliśmy Smirnoffa...już pare godzin później przekonaliśmy się, że nie była to oryginalna wódka...dwa dni nam zajęło dojście do siebie :)


3 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Chyba nie muszę pytać, co oznacza to dwudniowe "dochodzenie do siebie" ;P :***

2:05 AM

 
Anonymous Anonimowy said...

Moze Wam co wysłac z Polski???

3:15 PM

 
Anonymous Anonimowy said...

czytam Was namiętnie i kurcze super zdjęcia :))))
pozdrowienia z krainy lodu i blondynów

Ola Zet.

6:07 PM

 

Prześlij komentarz

<< Home