Po za głownym szlakiem pt.1
Nasz wyjazd z Hanoi zbliża się nieubłaganie. Został nam już tylko tydzień - 5 czerwca mamy pociąg do Pekinu.
Ponieważ czasu nie mamy dużo, to postanowiliśmy wykorzystać ten czas na objazdowe wycieczki na naszych skuterach w okół Hanoi.
Podczas pierwszej spontanicznej
Okazało się, że obok góry którą widać było z daleka, obok jest mniejsza, ale z pagodą na swoich zboczach. Wspinaliśmy się dzielnie, żeby zobaczyć to co widzieliśmy z dołu. Jednak ścieżka prowadziła dalej - następne mała pagoda. Dalej to nie był koniec naszej wspinaczki. Przez małą szczelinę (nie wiem jak nasze wielkie białe tyłki tam się zmieściły) weszliśmy na sam szczyt.
Przy okazji 'zwiedzania' góry poznaliśmy Wietnamczyka (niemowę - co w naszym przypadku i tak było prawie bez różnicy). Zostaliśmy przez niego oprowadzeni po każdym zakamarku, zajrzeliśmy do każdej szczeliny.
Później zabrał nas do baru, który znajdował się przy parkingu dla skuterów. Kiedyś może takie miejsce by mnie przerażało, ale teraz czuje się prawie jak w każdym innym lokalu gastronomicznym;)
Jak się okazało dziewczynka miała tylko roczek, a sama przygotowała sobie sok z trzciny (nie udało się jej jedynie wycisnąć soku ze specjalnej maszyny, ale szklankę, lód i słomki zorganizowała sobie sama)
Później nasz niemówiący przewodnik chciał nas zabrać na dalsze zwiedzanie okolicznych pagód, ale powiedzieliśmy, że wracamy do Hanoi...
...co nie było do końca prawdą:)
Jadąc w stronę Hanoi ujrzeliśmy Wietnamczyków łowiących ryby. Wchodzili po szyję do wody, w której ja bym nie zanurzył nawet palca:) Udało im się również złowić jakąś dziwną rybę.
Po obserwowaniu 'wędkarzy' ruszyliśmy w dalszą podróż i już po kilkuset metrach zdecydowaliśmy skręcić w jakąś drogę, która jak się okazało prowadziła do jakiejś wsi.
Po odwiedzeniu tej pięknej wsi, która chyba bardziej ukazuje nam jak wygląda prawdziwy Wietnam mieliśmy wracać już do domu, ale nie mogliśmy oprzeć się pokusie zatrzymania się na piwko w jednym z wielu lokali po drodze. Tam po raz koleiny staliśmy się główną atrakcją. I tylko smutno się robi - bo to ostatnie chwile gdy ludzie wołają sąsiadów, aby pochwalić się naszą obecnością w ich lokalu:)