W roku 2006 grupa studentów z Warszawy udała się do pięknego i wspaniałego kraju (tak wynikalo z zasłyszanych opowieści) ...rzeczywistość okazała się jednak trochę inna...

sobota, kwietnia 28, 2007

Po egzaminie


Zacznę od najważniejszego, zdaliśmy:) Certyfikatu jeszcze nie mamy, ponieważ wszyscy muszą donieść ksero paszportu i wizy. Zajęcia już się nam skończyły - dyrektor stwierdził, że jak mieliśmy egzamin to już nie musimy się uczyć. Rozpoczęły się wakacje dla naszej grupy na stypendialnych wakacjach:)
Z powodu zakończenia tutaj naszej edukacji postanowiliśmy zaprosić naszą nauczycielkę, panią Ngoc czyli Kamień do naszego domu. Ona za to później obiecała, że zabierze nas na KARAOKE. Co ciekawe przyszła z przyzwoitką (czyli jakimś jej tam kolegą). Może wstydziła się spędzać czas sama z taką ilością białasów. Nasz dom podobał jej się, posiedzieliśmy trochę w naszym 'pięknym' salonie. Szczęśliwie Paweł (Ukrainiec, który był w naszej grupie - syn ambasadora) przyniósł dobry alkohol:) Później wybraliśmy się na obiecane karaoke. Śpiewało się nam fajnie, ponieważ byliśmy jedynymi klientami i nie musieliśmy wstydzić się naszego wycia. Po jakimś czasie pojawiło się więcej klientów, którzy strasznie się dziwili gdy śpiewaliśmy kilka piosenek po Wietnamsku:) Oczywiście nie mogliśmy sobie odmówić wykonania kilku europejskich klasyków.
Cała impreza okazała się dość droga, ale myślę że było warto.


Nie mamy już zajęć, więc mamy czas na zabawę:) Trzy dni temu przyjechali do nas znajomi, których poznaliśmy w Sajgonie (Manus i Angelique) Już pierwszej nocy tak zabalowaliśmy, że biedacy następnego dnia spali do 17 - Polak to potrafi zapić prawie na śmierć każdą nację (no może po za naszymi wschodnimi sąsiadami). Wreszcie się z kimś tu bawimy, tylko nie wiem na jak długo starczy nam funduszy;)

poniedziałek, kwietnia 23, 2007

Piękne widoki

Ponieważ żyjemy w Wietnamie już kawał czasu, to do pewnych rzeczy się przyzwyczailiśmy i nie robią na nas już takiego wrażenia jak na początku. Jednym z przykładów mogą być domy, które obecnie budują Wietnamczycy. Nie dość, że najczęściej stawiane są na wąskich i długich działkach (nasz dom ma wymiary gdzieś 10m na 2,5m) to w dodatku odległość między sąsiadującymi budynkami jest naprawdę minimalna. Na niżej zamieszczonym filmiku możecie sobie obejrzeć jak to wygląda:



Nic dziwnego, że w większości tutejszych domów do oświetlania pomieszczeń służą świetlówki które dają białe światło, dające w dzień wrażenie oświetlenia bardziej 'naturalnego' niż żółte światło żarówki. Oczywiście świetlówki zużywają też mniej prądu co przy takich wiecznych ciemnościach również ma znaczenie.

Więc jeżeli ktokolwiek z was będzie kiedyś narzekał na kiepski widok z okna to proszę jeszcze raz puścić sobie ten filmik;)

PS. Wyniki z egzaminu będą w tym tygodniu więc jak zdamy to się pewnie tu pochwalimy:)

czwartek, kwietnia 19, 2007

Egzamin

Jutro o 8.30 mamy egzamin (3.30 czasu polskiego). Po paru miesiącach leniuchowania trzeba było trochę się pouczyć;) Wszystko powinno zająć nam 180 minut i będzie składało się z następujących części:
- Pisanie ze słuchu
- Praca z tekstem
- Gramatyka
- Wypracowanie
- Rozmowa

Mamy nadzieje że jakoś sobie poradzimy i zaliczymy ten egzamin (chociaż jak się okazało to w cale nie musimy go zdawać - niezłe to nasze stypendium)

Trzymajcie jutro za nas kciuki

środa, kwietnia 18, 2007

Test na uczciwość

Wczoraj nieświadomie przepro- wadziłem test na uczciwość Wietnam- czyków. Jak zawsze we wtorek pojechaliśmy do BigC na zakupy. Skutery zostawiamy na parkingu, który nieco różni się do naszych supermarketowych w Polsce. Przy BigC jest oddzielny, ogrodzony parking dla skuterów. Wjeżdżając dostaje się dwie karteczki z wpisanym swoim numerem rejestracyjnym (jedną zabiera się ze sobą, druga przyczepiona jest do skutera). Wyjeżdżając oddaje się kartkę, a pan sprawdzacz sprawdza czy bilet zgadza się z tym przyczepionym i z numerem rejestracyjnym. System ten jest dość dobry - przynajmniej skutery jest trudniej ukraść:)


Co się jednak stanie jak zostawi się idąc na zakupy kluczyki w stacyjce? <---właśnie taki test przeprowadziłem
Okazuje się, że po powrocie ze sklepu na parking skuter nadal stoi:) Jednak stoi już bez kluczyków. I tu zaczyna się problem, bo jak dogadać się z Wietnamczykami. Potrafiłem się zapytać: "Proszę pana, nie wiem gdzie są moje.." Niestety słowa 'klucze' nie znałem:( Jednak chyba mnie zrozumiano i zostałem wysłany do stolika, gdzie podstemplowuje się bilety. Tam przy stole siedział sobie facet z jakąś babką. Zostałem przywitany nieśmiertelnym tutaj "Hello". Niestety na tym znajomość angielskiego uroczej dwójki się kończyła. Zadałem to samo pytanie (pokazując przy tym ruch otwierania kluczykami). Pan coś mi odpowiedział, ale ja mogłem jedynie głupawo przekręcać łeb, jak pies który usiłuje nas zrozumieć. Gdy uznałem, że nic tu po mnie i trzeba poszukać kluczyków gdzieś indziej znowu usłyszałem "Hello", co najprawdopodobniej znaczyło, żebym zaczekał:) W końcu koleś wyjął moje kluczyki ze swojej kieszeni (strasznie się z tego ciesząc). Żeby je wziąć musiałem tylko uśmiechniętemu Wietnamczykowi ścisnąć dwa razy rękę.

Kluczyki odzyskane, szczęśliwie nic złego się nie stało.

PS Ania kazała mi napisać, że oczywiście nie był to mój pierwszy raz kiedy zostawiłem kluczyki w stacyjce:) Zresztą w PL kiedyś na noc zostawiłem kluczyki w samochodzie :D

niedziela, kwietnia 08, 2007

Kurczakowo

Ja i moje kurczaki życzymy wszystkim naszym czytelnikom zdrowych i wesołych Świąt Wielka- nocnych, wesołego jajka i udanego mokrego poniedziałku:)

środa, kwietnia 04, 2007

Wycieczka ceramiczna

Niedawno pojechaliśmy całą naszą SSMową grupą z naszą nauczycielką (i dwoma Koreańczykami) na wycieczkę do Bat Trang (niby to jeszcze Hanoi, ale człowiek czuje się jak by wyjechał gdzieś na wieś). Właśnie tam mieliśmy obejrzeć, jak się "robi" ceramikę. Do miasteczka dojechaliśmy autobusem, co dla mnie było nie lada przeżyciem, bo ostatni raz używałem komunikacji miejskiej w lutym (nie to, co w Warszawie). Podróż trochę czasu nam zajęła. Po drodze mogliśmy spokojnie obserwować widoki (co na skuterkach nie jest takie łatwe).


Gdy już dojechaliśmy musieliśmy jeszcze trochę podejść. Na szczęście dla Tomasza nasza nauczycielka zagadała jakąś Wietnamkę (lat 23) i jak zawsze rozpoczęła swatanie z Tomkiem:) Niestety dziewczyna nie szła z nami długo...a może coś by z tego było;)
Po jakimś czasie doszliśmy do fabryki ceramiki gdzie mogliśmy obejrzeć produkty tego przedsiębiorstwa i zobaczyć jak wszystko się przygotowuje.



Jak nam nasza pani Kamień powiedziała to jest to fabryka jej 'uncle' co oznacza w jej angielskim ciotkę:)

Później poszliśmy do innej fabryki, która wyrabia swe produkty bardziej tradycyjnie. Również tam mogliśmy obejrzeć różne ich produkty.

Jednak największą atrakcją, jaka nas czekała było własnoręczne malowanie ceramiki. Niektórzy przyłożyli się do tego malowania bardziej, inni mniej:) ale na prawdziwe efekty musimy poczekać, bo dopiero po wsadzeniu naszych dzieł do pieca (na ileś tam stopni - jakoś dużo) zobaczymy jak to wszystko wyszło. Nasze dzieła mają być wysłane do nas na uniwersytet - jak je dostaniemy to zrobimy zdjęcia i się pochwalimy:)

Ostatnim etapem wycieczki było zwiedzanie bazaru gdzie można było kupić różne rzeczy.

Niestety czasu na to nie mieliśmy za dużo ponieważ zaraz miał odjeżdżać autobus i musieliśmy się zbierać.







Wycieczka była naprawdę fajna i na pewno jeszcze tam wrócimy (tylko już skuterkami), bo można tam kupić ciekawe rzeczy. Zresztą w tym Hanoi to naprawdę już czasem nie wiemy co robić, więc taka odmiana nam się przyda:)