W roku 2006 grupa studentów z Warszawy udała się do pięknego i wspaniałego kraju (tak wynikalo z zasłyszanych opowieści) ...rzeczywistość okazała się jednak trochę inna...

niedziela, grudnia 31, 2006

Święta w Wietanmie


Święta w Wietnamie wykorzystywane są jako znakomity
moment aby zmusić miejscowych do wydawania pieniędzy. Dekoracje świąteczne są na każdym centrum handlowym, czy większej restauracji. W tym przypadku święta wyglądają podobnie jak u nas...

My, jako koloniści polscy w Wietnamie postanowiliśmy przygotować święta jak najbardziej przypominające te spędzane w Polsce. Już tydzień przed świętami udekorowaliśmy salon - kupiliśmy choinkę i łańcuchy.



Wigilię początkowo mieliśmy spędzić w naszym domu, ale później zgadaliśmy się z Grześkiem i Nga, których zaprosiliśmy do nas, że wygodniej będzie u nich (mają większy salon i o wiele lepiej wyposażoną kuchnie). Ania O. i Frak na wigilie przygotowały: zupę grzybową, rybę smażoną (dwa rodzaje), sałatkę z tuńczykiem, sałatkę jarzynową, ruską sałatkę, polskie (w smaku) ziemniaki, rybę po grecku, a na deser kluski z truskawkami (świeżymi) i kupne (nadspodziewanie dobre) ciasto. Nietypowo, bo na koniec kolacji złożyliśmy sobie życzenia dzieląc się cienkim kruchym ciastem z migdałami. Przy okazji zapoznaliśmy Nga (dziewczyna Grześka) z kilkoma polskimi tradycjami.


Później trójka
z nas (Ania, Miś i Tomasz) pojechała
na pasterkę w katedrze w centrum Hanoi. Gdy dojechaliśmy do centrum okazało się, że ulicę prowadzące pod kościół są zamknięte. Zostawiliśmy skuterki na parkingu i na piechotę poszliśmy pod katedrę. Mocno zdziwiliśmy się gdy zobaczyliśmy tłumy ludzi - przynajmniej poczuliśmy, że są święta:)

W pierwszy dzień świąt na śniadanie (które było o 2 po południu) zaprosiliśmy Chi. Frak przygotował gulasz (miał trochę dużo wody więc bardziej przypominał zupę:) Wieczorem udaliśmy się na spacer i skończyliśmy w klubie z bilardem:)


W drugi dzień świąt leniliśmy się, ale wieczorem postano-
wiliśmy udać się do Dragon fly na drinki i piłkarzyki.




Jak widać święta po części udało nam się spędzić tradycyjnie:)

niedziela, grudnia 24, 2006

Ho! Ho! Ho! Merry Christmas!


Wszystkim naszym czytelnikom
życzymy zdrowych i pogodnych
Świąt Bożego Narodzenia

środa, grudnia 20, 2006

Zwiedzamy nowoczesność

Chcemy wam pokazać, że Hanoi to nie tylko wąskie uliczki i domy wyglądające dość osobliwie. Na północy Hanoi powstają osiedla które w niczym nie przypominają reszty miasta. To właśnie te tereny to nowe Hanoi - z szerokimi alejami i piękną architekturą.

Podczas podróży w stronę nowych osiedli mieliśmy małą awarię, złapaliśmy gumę. Zdarza się to dość często, więc zakład wulkanizacyjny jest dość łatwo znaleźć...

...chociaż zakład to chyba za dużo powiedziane. Wymiana flaka nie trwa długo, problemem jest tylko potrzeba odkręcenie koła z jednej strony - niedługo pewnie sami się nauczymy :)

Wjazdu do nowych osiedli strzeże wielka brama. Całe osiedla w zasadzie jest strzeżone i ogrodzone, ale że jesteśmy białasami to nie uznano nas za intruzów (chyba)

...można też spotkać "piękne" rzeźby


Domy jak na Hanoi są dość duże, wydaje się nam, że tu mieszkają wszyscy właściciele samochodów
w Hanoi.





Na razie jednak ulice wyglądają na
wymarłe - właśnie dlatego bez obaw Ania mogła przejechać się skuterkiem.



















...a my z Tomaszem drugim:)

A tuż za bramą osiedla czeka nas powrót do normalności...wąskie ulice i specyficzne domy 'pościskane' aby działka była jak najmniejsza...

niedziela, grudnia 10, 2006

Pogoda


Kiedy przyjechaliśmy do Wietnamu, to było albo strasznie gorąco, albo wyjątkowo gorąco. W listopadzie było już trochę lepiej (tzn gorąco), jednak pod koniec tego miesiąca pogoda się zmieniła i to w zasadzie z dnia na dzień. Spadek temperatury, kilka dni wcześniej poprzedziło oberwanie chmury.

My, niedoświadczeni jeszcze wielką ulewą w Wietnamie zaobserwowaliśmy, że chmury mają jakiś dziwny kolor. Nie były to jednak ciemne chmury - kolor jaki zobaczyliśmy trudno określić, to trzeba zobaczyć <--- mniej więcej taki :)
Później zaczęło padać...lało strasznie i po pewnym czasie okazało się, że w naszej uliczce stoi woda. Szczęśliwie nasz dom ma wysoki próg (składają się na niego dwa schodki), sąsiad obok nie był tak przewidujący i woda zalała mu parter:)




Po deszczu woda szybko spłyneła z naszej uliczki i Tomasz postanowił pojechać do sklepu...miał poważne problemy z
dojazdem
ponieważ miejscami
woda
sięgała ludziom powyżej kolan.

Następnego dnia z telewizji mogliśmy się dowiedzieć, że straty w Hanoi są dość duże ponieważ padał również grad...Dobrze, że ta zlewa nie złapała nas na mieście:)

czwartek, grudnia 07, 2006

Co Loa


Podróż do Co Loa była, jak na razie naszą najdłuższą wprawą na naszych wspaniałych motorkach.


Pomimo, że
jest to około 20 km od naszego domu dojazd zajął nam prawie 1h. Co Loa leży w Hanoi, ale jadąc tam człowiek czuje się raczej jak na drogach między- miastowych.

Pierwszy raz wyprzedzaliśmy ciężarówki naszymi hondami, a jazda z prędkością 60 km/h odczuwało się jak 120 km/h w Polsce. Wyprzedzanie samemu jakiegoś innego pojazdu jest tak naprawdę przyjemnością, o wiele bardziej emocjonujące jest jeżeli jakiś samochód z naprzeciwka postanowi wyprzedzić skutery, czy samochody. Wówczas trzeba szybko zjechać jak najbliżej prawej krawędzi drogi. W ogóle jazda na terenach podmiejskich nie przypomina żadnego z europejskich krajów. Większość motorków jedzie 50-60 km/h - jakoś w Polsce nie wyobrażam sobie takiego tępa jazdy.

W Co Loa nie spotka się wielu turystów. Dzięki temu dwie znajdujące się tam pagody bardziej przypominają świątynie, niż tylko turystyczną atrakcję. W jednej z nich była wystawa różnych przedmiotów - codziennego użytku, czy używanych w czasie jakichś uroczystości.



Co Loa niegdyś było bardzo ważnym miastem. Obecnie przypomina mazowiecki Czersk - tylko dawna budowla przypomina o dawnej świetności miejsca.














Dzięki tej wycieczce zobaczyliśmy jak wygląda Wietnam po za głównymi szlakami turystycznymi i muszę przyznać, że pięknie to nie jest. Hanoi, czy Ha Long mogą się podobać - jednak to co widzieliśmy w drodze to niestety brud i bieda. Ale nie ma co narzekać, ponieważ jadąc przez Polskę również spotyka się wiele nieciekawych i zaniedbanych miejsc.

poniedziałek, grudnia 04, 2006

Za jezioroami, za rzekami

Gdy dni były jeszcze ciepłe, a naszym jedynym marzeniem było coś chłodnego do picia wybraliśmy się na wycieczkę naszymi wavami


Postanowiliśmy zwiedzić zachodnią część miasta, objechać jezioro zachodnie, oraz przejechać mostem na drugą stronę rzeki.

Okolice "West Lake" są dość popularne, mieszka tu wielu białasów. Można znaleźć kilka sklepów przeznaczonych dla tej rasy...są w nich czekolady, przyprawy czy nawet szybkie dania sprowadzone z Europy - oczywiście wszystko w cenach 'odpo-
wiednich'.



Popularny wśród Wietnamczyków jak i białasów jest wieczorny relaks przy stolikach okolicznych kawiarni. Nad brzegiem jeziora znajdują się również różne drogie hotele.


Władze Hanoi planują w ciągu kilku nadchodzących lat przenieść centrum administracyjne i finansowe właśnie w te okolice (na zachód od jeziora). Jak na razie jadąc wąską drogą, nagle za zakrętem może ona zmienić się w szeroką piękną aleję, z nowymi domami, a chwilę później domów już nie ma - tylko krowy jedzące trawę:)

Po objechaniu jeziora przejechaliśmy mostem kolejowym. Po za pociągami na bocznych pomostach mogą jeździć nim skutery i rowery. Co ciekawe ruch odbywa się tu po 'angielsku'. Most jest jednym z niewielu 'świadków' wojny. Część mostu została wówczas zniszczona, a odbudowa polegała na połączeniu istniejących części mostem przypominającym konstrukcją nasz most syreny.

Na naszą strone rzeki wróciliśmy drugim mostem w Hanoi (w linkach po prawej stronie filmik). Przypomina on nasz przedwojenny most Kierbedzia tyle że z dodanymi bocznymi pomostami.